Ach, zachwyt
doskonały ogarnia mnie na samą myśl o tym. Jakże życzyłabym sobie takich
rozkoszy w Polsce, lub chociażby nieco bliżej w Europie (poprzednia i ponoć nie
tak udana retrospektywa Calatravy miała miejsce w MoMA, a czy było coś później
– nie wiem). Jedyny poważny brak, jaki mi doskwiera w odniesieniu, to niemożność
nabycia katalogu (a raczej dotarcia do miejsca jego sprzedawania). Wobec
kategorycznego zakazu fotografowania moje refleksje opierać się muszą na nader
ułomnej pamięci własnej i materiałach sieciowych.*
The Quest for Movement, jak głosił podtytuł wystawy, kojarzyć się
może niewłaściwie. Mnie przynajmniej źle się kojarzy, mechanistycznie, z tą
wspomnianą już u góry rozpędzoną masą, czyniącą najczęściej szkody, z których
albo nic pozytywnego, albo przypadkiem tylko coś wynika.
Ruch Calatravy to wzlot, to lekkość i kruchość pyłku, to doskonałość formalna
i autentyczność płatka śniegu, to rytm natury układający się w ornament, to
nieuchwytna energia życia, jego podstawowy składnik i elementarna zasada
urządzenia wszechświata...
![]() |
Calatrava - nowe wcielenie Constantina Brancusi |
Ekspresjonistyczni architekci byliby z niego dumni.
* Recenzja
Oj ja chyba też mam czego zazdrościć :)
OdpowiedzUsuńAkurat jestem w Zurychu i miałem iść oglądać jego bibliotekę, ale nie zdążyłem...
Nie wiedziałam, że w Z. jest biblioteka Calatravy - i dostępna..?
OdpowiedzUsuń