M
iałam najpierw nie pisać tego w ogóle, a potem dołączyć jako postscriptum do poprzedniego Zachętowego postu. Ale ze względu na lojalność wobec własnych fascynacji stanęło na tym, że nie tylko trzeba napisać, ale nawet poświęcić temu miejsce osobne (znaczący post nr 13). W ramach zawodu wystawą programowo "religijną" zboczyłam na absolutnie nie oetykietowany pokaz Nagrody Fundacji Deutsche Bank 2013 - Spojrzenia. Z prezentowannych tam młodych polskich twórców dla mnie
osobiście ciekawy był tylko Piotr Bosacki (od razu przyznaję, że reszcie tendencyjnie poświęciłam zaledwie rzut oka).
A i tak – jako wielbicielka jego dokonań od jego wizyty w Lublinie w kwietniu ub. roku* – odnotować muszę z żalem spadek
formy. Otóż w ostatnim filmie, Rzeczy ostateczne, wbrew swej udatnej dotychczasowej
konwencji demonicznego błazna, artysta zdecydowanie zbyt się zapętla, przez co fizyczno-filozoficzny
początek opowieści staje się nieznośny. Maniera manierą (czy jak to inaczej
nazwać, bo pojęcia „styl” wolę nie używać w ogóle), najgorsze, że nic już z
tego nie wynika. Jakkolwiek wcześniejsze jego filmy były dowcipne i odkrywcze,
to tym razem – a obejrzałam dwukrotnie i baaardzo przykro mi to stwierdzać – jest to
już w dużej mierze niejasny bełkot, któremu nie pomaga także nader
zredukowana i mało urozmaicona wizualność. Część druga filmu, gdzie – jak to u
Bosackiego – z mechaniki przechodzimy do mistyki, wybitnie trudna jest chyba do zrozumienia
bez znajomości chociażby wcześniejszej Szechiny. I choć tu odczuć się
daje jeszcze ten absolutnie wspaniały w swojej swobodności klimat tajemnicy zaświatów,
to wiele myśli autora się powtarza i w efekcie nie dość, że całość się nie klei i
trudno przez nią przebrnąć, to jeszcze nie dowiadujemy się z niej nic, czego nie byłoby w poprzednich filmach.
Jednym słowem: Biada! A cytując znanego pisarza (typografia moja): Rozpacz z Powodu Utraty Furmanki.
 |
W ramach ilustracji nieco krzywy kadr z filmu Kompletne bzdury przywłaszczony z gazetki Zachęty |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz