opis


wtorek, 29 października 2013

O duchowości w Lublinie

Niniejszym przyznaję się publicznie - jestem zagorzałą i nieprzejednaną (!) fanką wykładów dra Marcina Pastwy z KUL. Pierwszy był Cy Twombly chyba ze dwa, a może i trzy lata temu, w cyklu współtworzonym (do tej pory) m.in. przez kulowski IHS i lubelską Zachętę. Miałam wtedy Zachętę po drodze z pracy i po pracy, a poza tym, w perspektywie spędzenia paru lat więcej niż planowałam na wschodzie, chciałam na własnej skórze i neutralnym gruncie doświadczyć co mnie minęło w efekcie niestudiowania historii sztuki na KUL. Więc poszłam. I się zachwyciłam - bo akurat świeżo miałam okazję odwiedzić tę samą co prelegent wystawę Twombly'ego w wiedeńskim MUMOKu - chociaż zachwyt mój długo pozostawał w ukryciu. Ale w ostatnim czasie dr Pastwa uaktywnił się szczególnie, serwując lubelskiej szerokiej publiczności dwa wystąpienia niemalże na raz. Najpierw w Labiryncie własną interpretację Beltingowskiej antropologii obrazu przeciekawie wymieszaną z refleksjami nt. filmu G. Tornatore The best offer / pl. Koneser, a potem  popularyzatorski "wykład dla wtajemniczonych" w Zachęcie o Franzu Marcu właśnie. Będąc akurat na miejscu, nie mogłam tego przepuścić. O Beltingu nie będę zabierać głosu, bo byłoby tego trochę za dużo i może za marudnie, a wobec prywatnych miłości należy bezwzględnie zachować publiczną lojalność. Mimo lekkiego spadku formy, odnotowuję tylko po raz kolejny fakt absolutnej zgodności tematów i zainteresowań referenta z moimi. Za to Marc był wręcz jak dla mnie osobiście skrojony i jakże cieszyło me uszy, gdy z tego - jak się wydaje (i czemu?) - źródła pozytywistycznej nauki o sztuce, wychodzi facet, który nie boi się, choćby hasłowo, ale dobitnie, mówić o rzeczach niemierzalnych empirycznie, o inspiracjach niewygodnych dla tradycyjnego pojęcia duchowości w wydaniu katolickim, wymienia lekką ręką Novalisa i jego alchemię, a kontekst teozofii Bławatskiej i innych traktuje jak oczywistą oczywistość. A na dodatek (choć nieco przypadkowo, bo myślę, że tych obrazków więcej tam było w zanadrzu), podsumowuje wszystko Beuysowskim martwym zającem.



W nawiązaniu do wykładu: jakże żywy błękitny koń w perspektywie zadniej,
dla historyków sztuki: C. D. Friedrichowskiej

Jeszcze życie ma sens, a polska historia sztuki nie zginęła, póki takie rzeczy możliwe są na końcu świata. Houk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz