opis


niedziela, 7 lipca 2013

Hilma

Pierwszy raz trafiłam na nią parę lat temu, w katalogu wystawy Okkultismus und Avantgarde z Frankfurtu z 1995. Jak okazało się później, uwzględniona była już w ramach znamiennego pokazu The Spiritual in Art z LA, który w połowie lat 80. razem z Hang zum Gesamtkunstwerk z Zürichu otworzył na dobre sztuce jawnie ezoterycznej, hermetycznej, drzwi muzeów i salonów. Niemcy powiedzieliby: ein Geheimtipp, interesujące zjawisko, o którym wiedzą nieliczni wybrani - w każdym sensie adekwatnie i słusznie.
Hilma af Klint świadomie nie wystawiała tych prac, powstających od 1906, za swego życia. Po jej śmierci w 1944 miało minąć jeszcze co najmniej 20 lat zanim można by było publicznie je udostępniać. Minęło dwa razy tyle do wystaw zbiorowych z jej udziałem - zresztą wyraźnie sprofilowanych tematycznie, bo odbiór tych konkretnych prac ograniczany jest póki co tylko do ezoterycznego kontekstu - a prawie 70 do indywidualnego projektu w Berlińskim Hamburger Bahnhof (Hilma af Klint. Pionierin der Abstraktion)*, w którym obrazy realistyczne, tradycyjne, zajmują nadal absolutnie marginalne miejsce.

Hilma af Klint, z lat 20., fot. Zen. Myślałam już, że, jak kilku innych nadwrażliwych artystów sięgających po ezoterykę, skończyła życie w szpitalu dla obłąkanych, ale najwyraźniej nie. Jej obrazów nie należy więc mierzyć kryteriami Hansa Prinzhorna i Bildnerei der Geisteskranken.


Prace Hilmy już w reprodukcjach skojarzyły mi się z Mikołajem Konstantym Ciurlionisem - na aktualnej wystawie podobnie, pewnie dlatego, że pierwszym cyklem, na jaki się tam trafia jest Urchaos oraz stworzenie świata, i barwami, i formami bardzo przypominające cykl działającego współcześnie (ówcześnie) w Warszawie Litwina. Potem liczba podobieństw, powiązań, inspiracji równolegle, wstecz i w przód na osi czasu historii sztuki dramatycznie rośnie. A więc przykładowo z jednej strony romantyczny Runge z jego skomplikowanymi symbolicznymi budowlami z roślin i ludzi, wpływy pryzmatu Newtona i przeciwstawnej mu teorii kolorów Goethego, za tym idąc Johannes Itten i weimarski Bauhaus, wspomniany Ciurlionis i wspólny z nim romans z teozofią - w teorii wizualności np. "formy myśli" Leadbeatera i Annie Besant, a w praktyce malarskiej Kandinsky, dalej abstrakcja organiczna wywodzona z pism i prób Rudolfa Steinera w Dornach, a bliska w efekcie (i to bardzo) eksperymentom Amerykanki Georgii O'Keeffe. Steiner objawia się tu też w wątkach różokrzyżowych, ezoterycznym chrześcijaństwie, które tak zafascynowało potem Josefa Beuysa.
Hamburger Bahnhof posiada nota bene sporą kolekcję tego ostatniego, co pozwoliło kuratorom połączyć teo- i antropozoficzne wczesne prace Hilmy np. z niektórymi rysunkami Beuysa ze "Steinerowskiej" serii A Secret Block for a Secter Person in Ireland..

Hilma af Klint, z serii Die Fünf, 1908, fot. Zen

Abstrakcja tej jej "pionierki" nie wyczerpuje się wszak w traktowanych mikroskopem wyobraźni rozwijających się nasionach i zarodkach roślin, ani w automatycznym piśmie oraz symbolach astrologicznych, alchemicznych i pochodzących z różnych religii. Z czasem pojawiać się zaczyna w jej wizjach ścisła, "twarda" geometria, tematy energii fizycznych i duchowych, sił i atomu, kształty i figury w oszczędnych i stonowanych kolorach, jak wprost z suprematyzmu Malewicza. A obok powstające jednocześnie w Goetheanum w Dornach bezkształtne i elastyczne obłoki barwnych myśli lub wirujące w monumentalnych płótnach jaskrawe i najbardziej fantastyczne kwiaty.
Zastanawiające, że generalnie ezoteryka od fauny zdecydowanie preferuje florę. A później minerały i coraz to bardziej elementarne substancje, które kształtować mają funkcjonowanie świata na jego najgłębszym możliwym poziomie. Ułatwia to pewnie spekulacje i dociekania, dodając jeszcze tajemniczości zabiegom. Dość łatwo nam komunikować się ze zwierzętami, a przy tym nie dowiadujemy się od nich, bliskich naszemu jestestwu, niczego, czego nie moglibyśmy wyczytać z samych siebie. Z domeną roślin, jak powszechnie wiadomo, również możemy się porozumieć (myślę, że ogrodnicy potwierdzą). Do łatwych to nie należy, za to przynosić ma w zamian niebagatelne poznawcze rezultaty. Coś chyba jest tu na rzeczy, skoro od niepamiętnych czasów ludzkiej aktywności twórczej to raczej stylizowane wizualizacje roślinności (i jej bardziej bezpośrednie, "doustne" stosowanie) kierowały kapłanów i artystów ku wymiarom kosmicznym. Życie wśród i obok zwierząt miało w przeciwieństwie do tego znaczenie doczesne, praktyczne.

Hilma af Klint, jeden z trzech Altarbilder, daty nie pomnę, ale późny, fot. Zen

* Jak stwierdzam, była też indywidualna wystawa w Wiedeńskiej Albertinie w 1991/92, Okkultismus und Abstraktion - die Malerin Hilma af Klint 1862-1944, katalog nie do zapłacenia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz