Najlepsze jednak przeżyłam wchodząc do wielkiej pustej sali, na której końcu oczom mym ukazał się fantastycznie kolorowy i miękki szmaciany obiekt na całą ścianę uwieszony u sufitu. Artysta miał najwyraźniej na myśli tylne rejony ludzkiego gardła, w każdym bądź razie ja zakrzyknęłam widok tego czegoś coś w rodzaju "jakie śliczne!", po czym nie mogłam się dłuższą chwilę oderwać od bliższej kontemplacji rzeczy. Jak zmniejszona spożyciem muchomora Alicja w Krainie Czarów. Cała ta sytuacja była chyba komiczna wielce, ale na tyle autentyczna, że u kolejnego pana pilnowacza wywołała szczery uśmiech. Wniosek z tego - Uklański wzrusza mnie najbardziej twórczością tekstylną, która nie jest ani prześmiewcza, ani wywrotowa, daleko jej też do tak powszechnego ostatnimi czasy hochsztaplerstwa, o co ocierały się choćby wystawione również dziecinne rysunki kowbojów i Indian przyszłego wielkiego artysty. Nie jest sztywna, ale organicznie prawdziwie trafiająca i bliska.
Trzecia wystawa - absolutnie nic mi nie mówiącego z nazwiska Marka Koniecznego (Think crazy) - zaraz po bajkowym gardle (i mocno dezorientującym "głębokim gardle" pornosobowtórów) Uklańskiego, znakomita. Dowód na to jak kilka dobrze pomyślanych i dobrze wybranych obiektów może dać w sumie gatunek poważnie zagrożony wymarciem - przekonującą wystawę. W tym kontekście mam przed oczyma dwia inne, krańcowo przeciwstawne przykłady: ascetyczny White Riot Marcusa Harveya, pokazany przez londyński White Cube w 2009 i Gold, monumentalny event wystawienniczy Belvederu w Wiedniu z 2012. Riot - z samej definicji - był punkowy i zadziorny, lecz nie dla rewolucji samej w sobie. Miał być czymś lekkim i nienarzucającym się, ale mówił o kwestiach ważnych i dawał się ogarnąć, dzięki czemu z perspektywy czasu nie pozwalał o sobie zapomnieć. Co innego Gold - ta wystawa mnie tak osobiście zdenerwowała, że popełniłam jej poważną recenzję i ponownie rozpisywać się tu nie zamierzam; dość wspomnieć, że zagłuszający kilka świetnych dzieł zalew prawie dwustu kiczowatych eksponatów, które nie do końca wiadomo, co miały powiedzieć (bo każdy mówił co innego), był wszystkim innym niż to czego można się było pod pojęciem "złota w dziejach sztuki" spodziewać. Jedynym, dość mizernym kryterium wyboru kuratora było użycie przez autorów prac czystego złota. Cel wystawy - wyprać mózg jej widzów tudzież złamać resztki ich wrażliwości; jeśli przypadkiem był inny, do tej pory nie wiem jaki.
Wobec tych dwóch przykładów Think crazy jest konceptem White Riot użytym do komunikacji potencjalnych treści Gold. Nie mam pojęcia, czy Konieczny używa czystego metalu - pewnie nie, zresztą nie interesuje mnie to. Ważna jest aura i dziwna harmonia tych kilku rzeczy, które bynajmniej nie uderzając w podniosły ton (vide filmik z piramidą albo na tle zasłony ze złotej folii złoty kosz na śmieci z napisem "wrzuć tu coś") układają się w coś cudownie nieuchwytnie wzniosłego. Nie w sensie sztuczności patosu, ale dowcipnej metafizyki życia, które bez owej intymnej relacji wtajemniczonych w misteria esprit jest tylko beznadziejnie smutną i nudną egzystencją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz